Tytuł: „Goldeneye”
Autor: John E. Gardner
Tłumaczenie: Jan Kraśko
Recenzent:
Człowiek Czynu
Ideał
kobiety: wysportowany, przystojny, o nienagannych manierach i… dwóch zerach
przed siódemką. Wydana w 1995 r. „Goldeneye” jest pierwszą zekranizowaną
książką o przygodach Jamesa Bonda (w wersji filmowej w rolę 007 wcielił się
Pierce Brosnan). Autor, John E. Gardner to powieściopisarz, krytyk literacki i
nauczyciel nauk humanistycznych. Pochwalić może się jeszcze wydaną w 1989 r.
książką pt. „Licencja na zabijanie” (tu w wersji filmowej w rolę 007 wcielił się
Timothy Dalton).
Agent Bond kojarzy mi się z
reliktem zimnej wojny, typowym Brytyjczykiem, więc po wersji amerykańskiej spodziewałem
się raczej… kiepskiej parodii. To jednak nie podróbka i nie jest to nieudana komedia,
choć sporo tu naprawdę zabawnych żartów słownych i sytuacyjnych. To dobra
kontynuacja legendy. W „Goldeneye” powraca dawny przyjaciel Jamesa, były agent
Alec Trevelyan (pseudonim 006), poszukujący zemsty na Bondzie i całym Zachodzie.
006 wykrada najnowszą radziecką broń o tajemniczo brzmiącej nazwie: Goldeneye.
Złote Oko to satelita elektromagnetyczny, na swój dość pokrętny sposób
odpowiada opisowi satelity geostacjonarnego, który – wysłany w kosmos – jest
niewykrywalny przez radary. Oko powstrzymuje działanie urządzeń elektronicznych
na zaprogramowanym obszarze. Anglia musiałby ponieść sromotną klęskę, gdyby nie
James. James Bond.
W tej części serii 007
towarzyszą dwie piękne kobiety: Natalya Simonova i Xenia Onatopp. Nie stają po
jego stronie, wiąże go z nimi jedynie wątek miłosny, co z Bonda tworzy historię
dla wielu odbiorców. Znajdziemy w nim romans, sensację, kryminał i trochę
Science Fiction. Nieodzownym już wyposażeniem Bonda są oczywiście jego gadżety
pokroju latającego samochodu czy potrafiącego rozpinać kobiece suknie zegarka
magnetycznego. Ta cześć zdecydowanie nie zawiedzie nas pod tym względem. Autor
postanowił kontynuować historię „Q”, a nawet pokusił się o przywołanie jego
następcy – „Z”, którego jako pełnoprawnego bohatera poznamy w „Świat to za mało”.
Serdecznie polecam „Goldeneye”
jako książkę nie wybitnie dobrą, lecz jako dobrą kontynuację niezapomnianej
serii. Bond z czasem staje się coraz bardziej przewidywalny. W tej części
nieodzownym już gestem amanta-agenta jest poprawianie krawatu w nerwowych
sytuacjach, efekt dodający zaledwie smaczku, ale bez niego Bond po prostu nie
byłby taki sam. Polecam tę książkę, a raczej całą serię, gdyż moim zdaniem
najlepiej wrócić do genezy Bonda, choćby do „Casino Royale” (wyd. w 1953) czy
„Diamenty są wieczne” (wyd. w 1956 r.)
autorstwa Iana Fleminga. Dopiero później powinno się czytać „Goldeneye”.
Copyright © 2013 Kamil
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz